First Steps
Komentarze: 6
Był ciepły letni poranek, wysiedliśmy jak zwykle ze swojego pięknego samochodu (oczywiście kradzionego), sprawdziliśmy czy mamy ze sobą wszystko, worek, broń, stara skarpeta, szminka, packa na muchy. Tak było wszystko, cały czas jednak chodziło mi po głowie pewne pytanie, „Po co nam do cholery szminka?!”. Przed wejściem do banku okazało się jeszcze, że skarpety nie są odpowiednimi rzeczami do zamaskowania twarzy. No cóż, jeżeli sam czegoś nie zrobię to nie będzie dobrze, nigdy więcej nie pozwolę jej się pakować. Weszliśmy do środka, szybko spacyfikowaliśmy jednego z Ochroniarzy za pomocą packi na muchy. Drugi nie zdążył nawet podnieść głowy znad stolika, a jush celowałem w niego z pistoletu na wodę napełnionego kwasem………….
- Nie zabijaj!!!! - Wrzasnął
- Wolisz by ona się tobą zajęła? - Clyde popatrzył z ukosa na bodyguarda
- Nie... Proszę jestem młody
- Jestem młodsza- Bonnie się uśmiechnęła
- ale... ja chcę mieć jeszcze....
- Boże Clyde- wykończ drania...
Clyde uśmiechnął się:
- Jeszcze nie teraz Bonnie
- Ale to kolejny samiec
- Jeszcze nie teraz popatrz tylko tam - do banku weszły dwie panienki
Fakt, weszły, ale to nic. Najgorsze miało się zacząć, te młode zdziry rozpoznały Clyde’a (chyba zacznę zapuszczać brodę - pomyślał). Zaczęły krzyczeć, że go kochają i podziwiają. Chciały, by poszedł z nimi na zaplecze (Bóg jeden wie, po co). Na szczęście Clyde od młodości był bardzo rozgarnięty, gdyby tam poszedł – Bonnie zgarnęłaby wszystko. A on poszedłby pewnie siedzieć. Odrzekł, że mogą sobie wziąć spacyfikowanego ochroniarza. Nie chciały się zgodzić. Bogu dzięki, wygrzebał z torby szminkę, którą zapakowała Bonnie. „Jaka ulicznica nie poleci na szminkę, ORIFLAME’a? Takim czymś to dopiero pozgarniałyby klientów.” – Pomyślał, Clyde.
Zaproponował, więc, szminkę oaz ochroniarza wraz z portfelem. Wzięły. Policzyły sobie extra od ochroniarza i poszły z nim na zaplecze.
Jeden z głowy, został jeszcze ten, do którego celowałem – pomyślał Clyde.
Odwrócił się i spostrzegł, że wspomnianego wyżej nie ma tam gdzie był przed chwilą. Po chwili namysłu Clyde wyeliminował możliwość Skoku Kwantowego, lub Samospalenia, nie wspominając już o Przypadkowych Fluktuacjach w Kontinuum Czasoprzestrzennym.
Gdzie ten skur… - krzyknął
Tam jest- wrzasnęła Bonnie.
Gruby jak wieprz ochroniarz skradał się do drzwi. Nagle usłyszano huk. Ochroniarz zniknął.
Została po nim tylko dziura na podłodze.
- Nie ma jak spróchniałe deski- mruknęła Bonnie.
- Forsa- wrzasnął Clyde do ekspedientki za ladą.
- Mamy tylko drobne.
- Jakie drobne?
- Z loterii fantowej.
- Mogą być.
Drobne - czyli monetki niewielkich nominałów to skarb każdego człowieka. Pasują do aparatów telefonicznych, budek z biletami, można je dać żebrakowi, nie trzeba nigdy rozmieniać i wiadomo, że nie mają znaków wodnych. Te i tym podobne rzeczy sprawiają, że masz je zawsze przy sobie.
Bonnie i Clyde skłonili się ładnie ekspedientce, ignorując krzyki dochodzące z zaplecza, a także postękiwania ochroniarza próbującego wydostać się z podłogi. Clyde zatrzymał się jeszcze przed drzwiami, podszedł do małego kwiatka na oknie i opróżnił pistolet z kwasu. Na efekty nie trzeba było długo czekać, maź rozlała się i zastygła w przeciągu 15 minut. Clyde zawsze powtarzał, „Jeżeli coś jest zielone i chlupie, to ludzie uznają to za kwas, nawet, jeżeli jest to Galaretka TURBO”.
W pokoju hotelowym Clyde liczył pieniądze. Najwięcej było ćwierć-dolarówek.
- Jak myślisz, która teraz może być w Australii? – Spytał
- Nie wiem, a po cholerę ci to? - spytała Bonnie
- Zastanawiałem się czy nie zadzwonić z automatu do ciotki………………..
Bonnie & Clyde
Dodaj komentarz